Początek roku w polskiej polityce upłynął pod znakiem rekonstrukcji rządu. Dotychczasową premier Beatę Szydło zastąpił premier Mateusz Morawiecki, który miał przede wszystkim za zadanie uspokoić polską politykę zagraniczną i złagodzić napięcia na linii Bruksela - Warszawa. Czy tak się stanie, to temat na zupełnie inną opowieść, nie ulega jednak wątpliwości, że jednym z efektów zmiany jest odstawienie na boczny tor dotychczasowego ministra środowiska Jana Szyszki, który zapisał się w dziejach polskiej i europejskiej ochrony środowiska wyjątkowo niechlubnie, ponosząc m.in. odpowiedzialność za zdewastowanie części Puszczy Białowieskiej. Z rządu zniknął tez minister zdrowia, który wsławił się wypowiedzią, że „smog to problem teoretyczny”. Nowym ministrem środowiska został Henryk Kowalczyk, dotychczas specjalizujący się w polityce rolnej. To jednak nie jest najważniejsze: szef nowego gabinetu, uprzedzając niejako wypadki, uznał, że jednym z priorytetów rządu powinna być walka ze smogiem. Ciężar tej batalii, co może wydawać się na pozór dziwne, został przeniesiony do Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii, gdzie minister zaangażowaną w walkę o czyste powietrze została Jadwiga Emilewicz, a podsekretarzem stanu odpowiedzialnym za politykę antysmogową - Piotr Woźny. Takie zmiany dawały nadzieję, że konieczne rozwiązania zostaną wprowadzone szybciej.
Premier próbował w ten sposób uprzedzić rozwój wypadków. Politycy wiedzieli, że wielkimi krokami nadchodzi rozstrzygnięcie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu, który przez dwa lata badał, w jaki sposób Polska dostosowuje się do unijnych przepisów w dziedzinie jakości powietrza. Polska to jeden z krajów, w których przekroczenia norm pyłu są największe, często o kilkaset procent. Rocznie z powodu zanieczyszczenia powietrza umiera przedwcześnie 48 tys. Polaków. Decyzja mogła więc być tylko jedna - Trybunał uznał, że Polska naruszyła unijne prawo w dziedzinie jakości powietrza. „Sam fakt przekroczenia dopuszczalnych wartości stężenia PM10 w otaczającym powietrzu wystarczy do stwierdzenia uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego” - zdecydowanie podkreślił Trybunał. Konsekwencje tej decyzji mogą być niebagatelne - Polska musi błyskawicznie wprowadzić działania, które w zauważalny sposób poprawią jakość powietrza w Polsce obniżą poziomy szkodliwych pyłów. Jeśli tak się nie stanie, możliwe są kary sięgające nawet 300 tysięcy Euro za każdy dzień naruszenia unijnego prawodawstwa. Polska byłaby wówczas pierwszym krajem unijnym, który zapłaciłby za lekceważenie norm jakości powietrza.
Czy Trybunał wydał sprawiedliwy wyrok? Nie ma co do tego wątpliwości - Polska przespała wiele lat. Choć jednocześnie trzeba przyznać, że w ciągu minionych 4 lat świadomość Polaków w tej kwestii zmieniła się diametralnie, a uwaga ta dotyczy również klasy politycznej. Impulsem do walki ze smogiem nie stały się działania polityczne, tylko oddolny ruch garstki mieszkańców Krakowa. Batalię o czyste powietrze rozpoczęli oni w 2012 r. Garstka zmieniła się w Krakowski Alarm Smogowy, a KAS stał się główną siłą ruchu społecznego, zbyt poważnego, by mogli go zignorować politycy. Małopolskie PO i PSL zabrały się do pracy, projektując przełomową w skali kraju i Europy Środkowej uchwałę antysmogową. Następnie dyskusja przeniosła się na poziom krajowy, gdzie toczyła się niemrawo i przy głośnych protestach polityków obecnej partii rządzącej. Przekonywali oni, że jakiekolwiek rozwiązania antysmogowe oznaczają śmierć polskiego górnictwa. Politykom udało się jak na razie wprowadzić regulacje dotyczące jakości kotłów.
To dwójmyślenie (działania oddolne na poziomie samorządów i opieszały proces legislacyjny w Warszawie) widać do dzisiaj. Mimo że samorządowcy podejmują uchwały antysmogowe, w dużej mierze pozostają one martwe, co świetnie widać na przykładzie Małopolski: mieszkańcy muszą wymienić piece węglowe złej jakości i zrezygnować z najtańszego węgla, który w dużej mierze odpowiada za fatalną jakość powietrza. Jednocześnie rząd wzbrania się przed wprowadzeniem norm jakości węgla dla producentów. Oznacza to, że najbardziej szkodliwego węgla co prawda spalać w piecach nie można, ale można nadal sprzedawać go na składach opału, a nawet trzymać w piwnicy.
Tuż po ogłoszeniu wyroku Trybunału premier wystąpił z odpowiedzialnym za smog podsekretarzem stanu, ogłaszając ogólnopolski program termomodernizacji. Na jego realizację rząd przeznaczył 45 mln euro, mniej więcej połowę tego, co na walkę z zanieczyszczeniem powietrza wydało w ciągu dwóch lat województwo małopolskie. Po dwóch miesiącach urzędnik od smogu musiał zaś podać się do dymisji (pod naciskiem opinii publicznej premier postanowił zmniejszyć liczbę ministrów), co najlepiej pokazuje, jak nadal prowadzona jest walka o ochronę powietrza na szczeblu rządowych - chaotycznie, bez determinacji i zacięcia. Potwierdzają to przyjęte na początku marca przez rząd normy jakości węgla - znalazła się w nich furtka, dzięki której na rynku pozostaną odpowiedzialne w dużej mierze za smog odpady węglowe.
Tymczasem miecz Damoklesa w postaci gigantycznych kar wisi nad Warszawą i jeśli batalia antysmogowa nie ruszy ze zdwojona mocą - w końcu spadnie.
Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.